W końcu zebrałam się na napisanie czegoś o kolejnej świetnej rzeczy z rozdania, o którym pisałam tu i tu.
Biovax A+E serum wzmacniacze (L'biotica)
Padło na serum wzmacniające, które stosowałam w sumie od kiedy paczka do mnie przyszła. Stosowałam, stosowałam i w zasadzie od pierwszego użycia mnie zachwyciło.
Zdaniem producenta produkt ma za zadanie zmniejszać łamliwość, odżywiać, nawilżać, zwiększać elastyczność, wygładzać zapobiegać rozdwajaniu końcówek, wzmacnia odporność na UV. Twierdzi on również, że jest bezpieczny, nie zawiera parabenów, SLS, SLES, glikolu propylenowego. Zawiera on natomiast witaminy A i E.
Serum nakłada się na mokre lub suche włos, omijając nasadę włosa. Nie spłukuje się go.
Mnie osobiście kosmetyk ten urzekł. Po pierwsze ma wygodne, łatwe w otwieraniu, a przy tym solidne opakowanie. Następnie ślicznie pachnie, dość delikatnie i nie wiem czym, ale ślicznie.Ma postać przezroczystego, nie bardzo rzadkiego olejku. Zwykle dwa naciśnięcia pompki pozwalają uzyskać mi ilość potrzebną do wysmarowania moich włosów średniej długości. Produkt jest wydajny, przy prawie codziennym stosowaniu jeszcze nie doszłam do połowy tej malutkiej buteleczki.
Nie da się ukryć, że od kiedy używam tego serum moje końcówki przestały się rozdwajać, skleiły się. Stały się bardziej gładkie, mniej puszą się, na dodatek są mniej suche.
Nie mam pojęcia ile kosztuje ten kosmetyk, ale jeżeli nie są to jakieś nieziemskie kokosy, to polecam go :)
Podsumowując:
pojemność: 15ml
+ wygładza
+ nawilża
+ poprawia końcówki
+ ładnie pachnie
+ jest wygodne w użyciu
+ nie zawiera paskudztw
- nie widziałam go w żadnym popularnym sklepie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyki pielęgancyjne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyki pielęgancyjne. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 12 kwietnia 2012
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Jak po maśle
W tym roku po raz pierwszy od dawna zrobiłam postanowienie noworoczne i brzmiało ono "Będę codziennie smarować skórę balsamem.". Wiem, dla wielu z Was brzmi to zapewne skandalicznie, ale ja naprawdę jestem straszliwym leniem i nawet tak proste zabiegi nie zawsze chce mi się wykonywać codziennie. W związku z tym, że prawie dobrze mi idzie postanowiłam kupić sobie jedno w sławnych masełek do ciała.
Ujędrniające masło do ciała (BeBeauty)
Produkt pochodzi z okazyjnej serii sklepów Biedronka. W skład tej serii wchodziły trzy masełka japońskie, afrykańskie i brazylijskie. Ja skusiłam się na to trzecie, a potem musiałam odskoczyć trzy sklepy żeby je zdobyć. Czy było warto...
Masło zawiera ekstrakt z guarany oraz trawy cytrynowej. Mają one za zadanie wzmacniać skórę, przyspieszać walkę z cellulitem, zmiękczać odświeżać, lekko odkażać. Masełko nazywane jest ujędrniającym, ma poprawiać elastyczność i napięcie skóry, ale co ważne ma również działać nawilżająco i regenerująco. Myślę, że w tych kwestiach spisuje się nieźle. Może nie mam jakiś szczególnych problemów z elastycznością, ale zawsze można sobie trochę pomóc. Masło faktycznie ładnie odżywiło i nawilżyło moją okropnie sucha skórę. Tutaj nie mam mu nic do zarzucenia.
Idźmy dalej. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z takimi produktami (zwykle używałam balsamów), ale wydaje mi się, że to masełko jest dość rzadkie. Dzięki temu dobrze się wsmarowuje i wchłania, zostawia tylko delikatniutki film. Nie wchłania się jednak za szybko, daje nam odpowiedni czas by wykonać delikatny masaż ciała.
Produkt zapakowany jest w wygodne, solidne i estetyczne pudełeczko, które na dodatek zaklejone jest od nowości folią (by nikt nie grzebał w naszym kremiku).
Jedyną rzeczą, która mnie nie urzekła jest zapach. Masło ma teoretycznie zapach limonki i bambusa. Dla mnie jest on dość nie przyjemy, niby energetyzujący, ale nieprzyjemny, chemiczny. Z tego co sprawdziłam wersja odżywcza, afrykańska pachnie o wiele ładniej.
Na koniec powiem, że w zasadzie warto było obejść parę sklepów w poszukiwaniu tego specyfiku. Może nie jest rewelacyjny, ale na pewno ma on wiele zalet, które sprawiły, że polubiłam go od pierwszego użycia :)))
Podsumowując
pojemność: 200ml
cena: 4,99zł (dziękuje za podpowiedź)
+ świetnie się wchłania
+ regeneruje, nawilża, ujędrnia
+ dostępny i niedrogi
+ wygodnie, ładnie zapakowany
- zapach
- nie wiem czy to typowa konsystencja masła do ciała
Ujędrniające masło do ciała (BeBeauty)
Produkt pochodzi z okazyjnej serii sklepów Biedronka. W skład tej serii wchodziły trzy masełka japońskie, afrykańskie i brazylijskie. Ja skusiłam się na to trzecie, a potem musiałam odskoczyć trzy sklepy żeby je zdobyć. Czy było warto...
Masło zawiera ekstrakt z guarany oraz trawy cytrynowej. Mają one za zadanie wzmacniać skórę, przyspieszać walkę z cellulitem, zmiękczać odświeżać, lekko odkażać. Masełko nazywane jest ujędrniającym, ma poprawiać elastyczność i napięcie skóry, ale co ważne ma również działać nawilżająco i regenerująco. Myślę, że w tych kwestiach spisuje się nieźle. Może nie mam jakiś szczególnych problemów z elastycznością, ale zawsze można sobie trochę pomóc. Masło faktycznie ładnie odżywiło i nawilżyło moją okropnie sucha skórę. Tutaj nie mam mu nic do zarzucenia.
Idźmy dalej. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z takimi produktami (zwykle używałam balsamów), ale wydaje mi się, że to masełko jest dość rzadkie. Dzięki temu dobrze się wsmarowuje i wchłania, zostawia tylko delikatniutki film. Nie wchłania się jednak za szybko, daje nam odpowiedni czas by wykonać delikatny masaż ciała.
Produkt zapakowany jest w wygodne, solidne i estetyczne pudełeczko, które na dodatek zaklejone jest od nowości folią (by nikt nie grzebał w naszym kremiku).
Jedyną rzeczą, która mnie nie urzekła jest zapach. Masło ma teoretycznie zapach limonki i bambusa. Dla mnie jest on dość nie przyjemy, niby energetyzujący, ale nieprzyjemny, chemiczny. Z tego co sprawdziłam wersja odżywcza, afrykańska pachnie o wiele ładniej.
Na koniec powiem, że w zasadzie warto było obejść parę sklepów w poszukiwaniu tego specyfiku. Może nie jest rewelacyjny, ale na pewno ma on wiele zalet, które sprawiły, że polubiłam go od pierwszego użycia :)))
Podsumowując
pojemność: 200ml
cena: 4,99zł (dziękuje za podpowiedź)
+ świetnie się wchłania
+ regeneruje, nawilża, ujędrnia
+ dostępny i niedrogi
+ wygodnie, ładnie zapakowany
- zapach
- nie wiem czy to typowa konsystencja masła do ciała
czwartek, 8 marca 2012
Rycerze, wybawcy :D
Dziś słów parę o moich wybawcach. Mimo tego, że już nie jestem nastolatka mam skórę trądzikową, bardzo trądzikową. Powodów tego stanu rzeczy jest wiele, a i wieli sposobów radzenia sobie z nim się chwytałam. Raz jest lepiej, raz gorzej. Ostatnio jest lepiej i to dzięki tym dwu panom, o których z radościom Wam donoszę.
Normalizujący tonik matujący (tołpa)
Producent pisze "Nasz dermokosmetyk delikatnie złuszcza zrogowaciały naskórek i normalizuje wydzielanie sebum. Działa ściągająco i antybakteryjnie. Przywraca fizjologiczne pH skóry i długotrwale matuje". Jest także pozbawiony składników mogących powodować alergie. Zawiera kwas salicylowy, ekstrakt z kory cynamonowca, cynk PCA, ekstrakt z mirry i kwas mlekowy.
W 100% zgadzam się z tym co obiecywała. Faktycznie dzięki tonikowi skóra jest bardziej matowa i lekko ściągnięta (ale bez przesady). Kolejnym pozytywnym objawem jest widoczne zmniejszanie się porów skóry. Preparat faktycznie ma właściwości złuszczające. Od dawna nie maiłam na twarzy wystających, brzydkich strupków, suchych skórek i dużych, przebarwionych plam. Tonik przyjemnie pachnie, lekko owocowo, trochę korzennie. Jego opakowanie to butelka z dość twardego plastiku z nakrętką, która po naciśnięciu przechyla się i otwiera.Jest całkiem estetyczne i solidne, nie otwiera się w torbie. Produkt jest wydajny, ja stosuję go co najmniej dwa razy dziennie, a na zdjęciu pokazuję stan po miesiącu używania.
Jedyne czego nie byłam w sanie sprawdzić to hipoalergiczność. Mi się nic po niem nie działo, ale nie mam skóry alergicznej, więc nie jestem dobrym królikiem doświadczalnym.
Podsumowując:
pojemność: 200ml
cena: 23,99zł
+ działa :D
+ nie wysusza
+ ściąga, zmniejsza pory
+ peelinguje
+ ładne, porządne opakowanie i zapach
- drogo ciut
Punktowy koncentrat korygujący (tołpa)
Zdaniem producenta "Służy do miejscowej walki z niedoskonałościami skóry. Przyspiesza eliminację istniejących zmian i zapobiega powstawaniu nowych. Działą antybakteryjnie i ściągająco. Łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia." . Zawiera kwas salicylowy, ekstrakt z kory cynamonowca, cynk PCA, ekstrakt z mirry i kwas mlekowy (czyli te same składniki co w toniku).
Tak, znowu się zgadzam. Krem jest bardzo fajny. Faktycznie przyspiesza gojenie się, wchłanianie grudek i wyprysków, uważam, że nie sprawdza się w przypadku zaskórników, ale to w końcu nie jest jego zadanie. Krem jest biały i dość gęsty, ale po nałożeniu w skórę i wklepani staje się niewidoczny. W związku z tym można nakładać go nawet na dzień, przynajmniej teraz, kiedy nie ma ostrego słońca. Latem mimo braku ostrzeżeń nie ryzykowałabym, bo kwas + słońce często = przebarwienie.Krem opakowany jest w metalową tubkę, która może nie jest najładniejsza i najwygodniejsza, ale nie zasysa powietrza i to zdaniem producenta przedłuża ważność preparatu i zwiększa higieniczność. W sklepie kremik zapakowany jest jeszcze w kartonowe pudełeczko, na którym z wierzchu i w środku zapisane jest sporo porad i informacji.
Podsumowując:
pojemność: 7ml
cena: 27,99zł
+ nie zostawia plam, nie ściera się, nie złuszcza
+ zapobiega i zmniejsza przebarwienia i blizny
+ przyspiesza gojenie (o ile nie jest to efekt placebo :P)
+ higieniczne opakowanie
- jeszcze drożej
- mógłby działać troszkę szybciej
Na koniec. Wszystkiego najlepszego drogie panie!!
Bardzo lubię dzień kobiet tak przy okazji i jest to dziwnym trafem jedyne święto tego typu, który obchodzimy. A jak u Was?
środa, 29 lutego 2012
Aloesowy balsam do ust.
Bardzo chciałam zrobić recenzję pomadki z Neutrogeny, ale, ale ją zgubiłam i jakoś zapał mi osłabł. Za to w weekend zakupiłam ten specyfik i nie czekając dłużej zabrałam się do pisania.
Roślinny balsam do ust ALOES (BIELENDA)
Producent zapewnia, że produkty, z których wykonywane są te kosmetyki pochodzą z certyfikowanych upraw ekologicznych. Kolejne jego obietnice to piękny świeży zapach, natychmiastowe ukojenie, długotrwałe natłuszczanie i wzmacnianie skóry.
Teraz moje zdanie ;P Zacznijmy od początku. Balsam moim zdaniem jest ładnie opakowany w małe zakręcane pudełeczko z solidnego plastiku. Osobiście uważam, że sztyfty i tubki są bardziej higieniczne, bo nie wkładamy do środka nie zawsze czystych paluszków.
Produkt jest dość gęsty, dzięki temu palec nie zanurza nam się cały w produkcie, a mi nie jesteśmy upaśtane. To moim spory zdaniem plus. Wystarczy zrobić palcem parę kółeczek i mamy odpowiednią ilość balsamu.
Producent obiecuje nam świeży, miły zapach. To moim zdaniem nie jest prawda. Balsam pachnie trochę jak mydło. Powiem jedno mydło na ustach to nie jest przyjemna sprawa. Każdy kto kiedyś przypadkiem spróbował mydła wie o czym mówię :PP
Na koniec parę słów o wykończeniu. Balsam W zasadzie jest zupełnie bezbarwny, zawiera jednak trochę błyszczących drobinek.
Usta po nim są faktyczne zabezpieczone i wygładzone, chociaż myślę, że mógłby być bardziej nawilżający.
Ja balsam zakupiłam w drogerii Natura, nie wiem czy jest dostępny gdzieś indziej.
Wiem natomiast, że jest jeszcze w wersji kokosowej i oliwkowej.
Podsumowując
pojemność: 21ml
cena: 4,99 zł
+ trwałe, ładne opakowanie
+ naturalne, ekologiczne składniki
+ przyjemna konsystencja
+ działa ochronnie i odżywczo
- mydlany zapach
- pudełko jest średnio higieniczne
- słabo nawilża
Roślinny balsam do ust ALOES (BIELENDA)
Producent zapewnia, że produkty, z których wykonywane są te kosmetyki pochodzą z certyfikowanych upraw ekologicznych. Kolejne jego obietnice to piękny świeży zapach, natychmiastowe ukojenie, długotrwałe natłuszczanie i wzmacnianie skóry.
Produkt jest dość gęsty, dzięki temu palec nie zanurza nam się cały w produkcie, a mi nie jesteśmy upaśtane. To moim spory zdaniem plus. Wystarczy zrobić palcem parę kółeczek i mamy odpowiednią ilość balsamu.
Producent obiecuje nam świeży, miły zapach. To moim zdaniem nie jest prawda. Balsam pachnie trochę jak mydło. Powiem jedno mydło na ustach to nie jest przyjemna sprawa. Każdy kto kiedyś przypadkiem spróbował mydła wie o czym mówię :PP
Na koniec parę słów o wykończeniu. Balsam W zasadzie jest zupełnie bezbarwny, zawiera jednak trochę błyszczących drobinek.
Usta po nim są faktyczne zabezpieczone i wygładzone, chociaż myślę, że mógłby być bardziej nawilżający.
Ja balsam zakupiłam w drogerii Natura, nie wiem czy jest dostępny gdzieś indziej.
Wiem natomiast, że jest jeszcze w wersji kokosowej i oliwkowej.
Podsumowując
pojemność: 21ml
cena: 4,99 zł
+ trwałe, ładne opakowanie
+ naturalne, ekologiczne składniki
+ przyjemna konsystencja
+ działa ochronnie i odżywczo
- mydlany zapach
- pudełko jest średnio higieniczne
- słabo nawilża
środa, 1 lutego 2012
Zwodniczy płyn...
Zbieram się do tej notki już trzeci raz. To chyba dlatego, że nie lubię pisać niepochlebnych opinii. Niepochlebna opinia = źle ulokowane pieniądze. Eh no trudno czas zakasać rękawy i przyznać się do błędu.
Zawsze przechodząc obok Sephory w galeriach mój wzrok przyciągała wyeksponowana półka pełna kolorowych, okrągłych pojemniczków. Uważałam, że są urocze i na pewno muszą być czymś cudnym. W końcu pewnego dnia postanowiłam dać sobie trochę komfortu i zakupić jedną z ty uroczych buteleczek.
bain douche. Płyn do kąpieli i pod przyrznic (Sephora)
Wybrałam oczywiście zapach czekoladowy, z reszty zapachów odpowiadał mi ten i jeszcze jeden, więc jak na taką ilość zapachów szału nie ma. No nic się nie zrażałam, zakupiłam i wciąż przed oczami miałam wannę pełną piany i siebie pachnąca niczym pyszna pralinka, bo w opakowaniu płyn pachniał naprawdę ładnie. Taaaaa, co sobie wyobraziłam to moje. Przejdźmy do konkretów. Produkt słabo się pieni, szczególnie jeśli uznać to za płyn do kąpieli to bardzo słabo. Na dodatek zapach nie jest powalający. Ta ilość, którą już zużyłam poszła na dwie kąpiele, ale myślę, że wylanie togo na pół wanny nadal nie dałoby pożądanego efektu.
Generalnie jestem strasznie zawiedziona. Płyn nie spełnia moich wymagań dla płynu do kąpieli, jako żel pod prysznic także jakiś fantastyczny nie jest. Dodatkowo uważam, że cena jest totalnie niedostosowana do ceny.
Podsumowując:
Pojemność: 200ml
Cena: ok 18zł
+ urocze opakowanie\
- słabo pachnie
- słabo się pieni
- jest drogi i mały
- kusi i wabi kolorkami, wredota
Zawsze przechodząc obok Sephory w galeriach mój wzrok przyciągała wyeksponowana półka pełna kolorowych, okrągłych pojemniczków. Uważałam, że są urocze i na pewno muszą być czymś cudnym. W końcu pewnego dnia postanowiłam dać sobie trochę komfortu i zakupić jedną z ty uroczych buteleczek.
bain douche. Płyn do kąpieli i pod przyrznic (Sephora)
Wybrałam oczywiście zapach czekoladowy, z reszty zapachów odpowiadał mi ten i jeszcze jeden, więc jak na taką ilość zapachów szału nie ma. No nic się nie zrażałam, zakupiłam i wciąż przed oczami miałam wannę pełną piany i siebie pachnąca niczym pyszna pralinka, bo w opakowaniu płyn pachniał naprawdę ładnie. Taaaaa, co sobie wyobraziłam to moje. Przejdźmy do konkretów. Produkt słabo się pieni, szczególnie jeśli uznać to za płyn do kąpieli to bardzo słabo. Na dodatek zapach nie jest powalający. Ta ilość, którą już zużyłam poszła na dwie kąpiele, ale myślę, że wylanie togo na pół wanny nadal nie dałoby pożądanego efektu.
Generalnie jestem strasznie zawiedziona. Płyn nie spełnia moich wymagań dla płynu do kąpieli, jako żel pod prysznic także jakiś fantastyczny nie jest. Dodatkowo uważam, że cena jest totalnie niedostosowana do ceny.
Podsumowując:
Pojemność: 200ml
Cena: ok 18zł
+ urocze opakowanie\
- słabo pachnie
- słabo się pieni
- jest drogi i mały
- kusi i wabi kolorkami, wredota
czwartek, 19 stycznia 2012
Smarowidła dwa
Skoro jestem sknerą i przyznaje się do tego otwarcie to często mam dylemat, czy kupić coś tańszego (no bo tańsze), czy upić coś droższego (no bo będzie bardziej wydajne, albo lepiej zaspokoi moją potrzebę). Właśnie dlatego wpadłam na pomysł, że co jakiś czas będę testować i porównywać produkty produkowane specjalnie dla supermarketu z produktem ciut bardziej drogim lub markowym. Myślę, że wyniki mogą być ciekawe tak dla mnie jak i dla was, może czasem coś da zaskakujący wynik :))
Ciekawi mnie co sądzicie, czy to zły pomysł?
Odżywczy krem do rąk (Be Beauty)
Producent twierdzi, że jest także hipoalergiczna i ekologiczny. Co do tej ekologiczności to nie mam pewności na ile to prawda, a na ile chwyt marketingowy. Możemy także przeczytać, że krem jest niezwykle odżywczy dzięki naturalnym składnikom.
Ok, no to oczytaliśmy etykietkę, czas zajrzeć do środka. Zapcha miły, niedookreślony, ale miły. Konsystencja dość rzadka, łatwa do rozprowadzenia i szybko się wchłania. Dzięki temu krem dość szybko daje uczucie ukojenia bardzo zniszczonym dłoniom. Niestety to oznacza także gorszą osłonę przed zimnem, wiatrem i innymi pogodowymi paskudztwami. Nie pozostawia tłustego filmy, no ale rękawiczek to on nie zastępuje. Na dodatek ja zwykle muszę wsmarować tak jakby dwie niewielkie warstwy kremu żeby uzyskać odpowiedni efekt.
Ogólnie to krem jest naprawdę przyjemy i działa regenerująco, ale (ale będą na koniec:).
Podsumowując:
pojemność: 75ml
cena: ok 6zł
+ ponoć hipoalergiczny
+ szybko się wchłania
+ regeneruje i odżywia, ale nie tłuści
+ ładne, delikatne opakowanie
- nie za dobrze chroni
- jak dla mnie jest ciut za rzadki
Szybko wchłaniający się krem do rąk o lekkiej konsystencji (Neutrogena)
Producent twierdzi, że krem jest lekki, nietłusty, szybko wchłaniający się. Jego zadaniem jest uelastycznianie i zmiękczanie skóry.
Sprawdźmy. Tak, faktycznie krem nie tłuści rąk i ładnie się wsmarowuje. Jest gość gęsty, ale bez przesady. Pachnie też miło, delikatnie i tak, tak kostycznie, bardzo przyjemnie. Dłonie czują się po nim naprawdę dobrze, są miłe w dotyku, delikatne i nietłuste. A co najważniejsze czuje po nałożeniu go delikatny, zabezpieczający film. Dlatego sądzę, że z tą zimową formułą to w cale nie taki kit, jak myślałam na początku.
Podsumowując:
pojemność: 75ml
cena: ok 15zł
+ dobrze chroni skórę
+ ładnie pachnie
+ szybko się wchłania i nie pozostawia niekomfortowego uczucia lepkości
- dość drogi
W słowie końcowym stwierdzam, że chodź oba kremy są całkiem fajne to na zimę polecam jednak wersję norweską. Pierwszy z opisywanych kremów to raczej propozycja na ciepłe dni lub do stosowania na noc, kiedy niestraszne są złe warunki atmosferyczne.
Ciekawi mnie co sądzicie, czy to zły pomysł?
Odżywczy krem do rąk (Be Beauty)
Producent twierdzi, że jest także hipoalergiczna i ekologiczny. Co do tej ekologiczności to nie mam pewności na ile to prawda, a na ile chwyt marketingowy. Możemy także przeczytać, że krem jest niezwykle odżywczy dzięki naturalnym składnikom.
Ok, no to oczytaliśmy etykietkę, czas zajrzeć do środka. Zapcha miły, niedookreślony, ale miły. Konsystencja dość rzadka, łatwa do rozprowadzenia i szybko się wchłania. Dzięki temu krem dość szybko daje uczucie ukojenia bardzo zniszczonym dłoniom. Niestety to oznacza także gorszą osłonę przed zimnem, wiatrem i innymi pogodowymi paskudztwami. Nie pozostawia tłustego filmy, no ale rękawiczek to on nie zastępuje. Na dodatek ja zwykle muszę wsmarować tak jakby dwie niewielkie warstwy kremu żeby uzyskać odpowiedni efekt.
Ogólnie to krem jest naprawdę przyjemy i działa regenerująco, ale (ale będą na koniec:).
Podsumowując:
pojemność: 75ml
cena: ok 6zł
+ ponoć hipoalergiczny
+ szybko się wchłania
+ regeneruje i odżywia, ale nie tłuści
+ ładne, delikatne opakowanie
- nie za dobrze chroni
- jak dla mnie jest ciut za rzadki
Szybko wchłaniający się krem do rąk o lekkiej konsystencji (Neutrogena)
Producent twierdzi, że krem jest lekki, nietłusty, szybko wchłaniający się. Jego zadaniem jest uelastycznianie i zmiękczanie skóry.
Sprawdźmy. Tak, faktycznie krem nie tłuści rąk i ładnie się wsmarowuje. Jest gość gęsty, ale bez przesady. Pachnie też miło, delikatnie i tak, tak kostycznie, bardzo przyjemnie. Dłonie czują się po nim naprawdę dobrze, są miłe w dotyku, delikatne i nietłuste. A co najważniejsze czuje po nałożeniu go delikatny, zabezpieczający film. Dlatego sądzę, że z tą zimową formułą to w cale nie taki kit, jak myślałam na początku.
Podsumowując:
pojemność: 75ml
cena: ok 15zł
+ dobrze chroni skórę
+ ładnie pachnie
+ szybko się wchłania i nie pozostawia niekomfortowego uczucia lepkości
- dość drogi
W słowie końcowym stwierdzam, że chodź oba kremy są całkiem fajne to na zimę polecam jednak wersję norweską. Pierwszy z opisywanych kremów to raczej propozycja na ciepłe dni lub do stosowania na noc, kiedy niestraszne są złe warunki atmosferyczne.
sobota, 14 stycznia 2012
Zima skłoniła mnie do powrotu. Mycie z impregnowaniem
Zapuściłam, ba porzuciłam tego bloga bestialsko, ale nic. Postanowiłam go znów przygarnąć do serca i pisać tak chociaż raz na dwa tygodnie. Wypadałoby prawda?
Dlatego do roboty!!!
Pianka myjąca na zimę (Avon)
Solutions winter
Przyszłą zima, pierwszy raz tej zimy!! Dlatego w końcu mogę porzucać się śnieżkami oraz wypróbować zimowe kosmetyki w warunkach bojowych.
Zaczęłam od zimowej pianki do mycia twarzy. No i powiem, że pozytywnie się zaskoczyłam. Chociaż jestem zwolenniczką produktów z masującymi granulkami to, po myciu tą pianką czuję, że moja twarz jest naprawdę czyściutka. Po drugie w tym wypadku pisanie o zimowej ochronie nie jest tylko takim sobie gadaniem. Po zastosowaniu na twarzy zostaje wyczuwalna powłoczka. Może nie wszyscy wiedzą o co chodzi, ale powłoczka ta jest podobna do tej, która zostaje na rękach po impregnowaniu ubrań. Producent obiecuje, a ja potwierdzam, preparat nie pozostawia dobrze wszystkim znanego poczucia wysuszenia skóry. Pianka sprawdza się w zimowym boju dzisiaj mimo niezliczonej ilości śniegu, która wylądowała na mojej twarzy nie czuję pieczenia i nie wyglądam jak buraczek.
Podsumowując:
pojemność: 200 ml
cena: 9,90 / 12,90 zł (zależy od katalogu)
+ duża tubka za stosunkowo niską cenę
+ delikatnie i dokładnie usuwa zanieczyszczenia
+ pozostawia warstwę ochronną
+ nie pozostawia poczucia wysuszenia
+ przyjemny, delikatny zapach
- niektórym wspomniana warstwa ochronna może przeszkadzać
- nie dostępny w sklepach
Dlatego do roboty!!!
Pianka myjąca na zimę (Avon)
Solutions winter
Przyszłą zima, pierwszy raz tej zimy!! Dlatego w końcu mogę porzucać się śnieżkami oraz wypróbować zimowe kosmetyki w warunkach bojowych.
Zaczęłam od zimowej pianki do mycia twarzy. No i powiem, że pozytywnie się zaskoczyłam. Chociaż jestem zwolenniczką produktów z masującymi granulkami to, po myciu tą pianką czuję, że moja twarz jest naprawdę czyściutka. Po drugie w tym wypadku pisanie o zimowej ochronie nie jest tylko takim sobie gadaniem. Po zastosowaniu na twarzy zostaje wyczuwalna powłoczka. Może nie wszyscy wiedzą o co chodzi, ale powłoczka ta jest podobna do tej, która zostaje na rękach po impregnowaniu ubrań. Producent obiecuje, a ja potwierdzam, preparat nie pozostawia dobrze wszystkim znanego poczucia wysuszenia skóry. Pianka sprawdza się w zimowym boju dzisiaj mimo niezliczonej ilości śniegu, która wylądowała na mojej twarzy nie czuję pieczenia i nie wyglądam jak buraczek.
Podsumowując:
pojemność: 200 ml
cena: 9,90 / 12,90 zł (zależy od katalogu)
+ duża tubka za stosunkowo niską cenę
+ delikatnie i dokładnie usuwa zanieczyszczenia
+ pozostawia warstwę ochronną
+ nie pozostawia poczucia wysuszenia
+ przyjemny, delikatny zapach
- niektórym wspomniana warstwa ochronna może przeszkadzać
- nie dostępny w sklepach
czwartek, 7 kwietnia 2011
Odżywiamy się po zimie
Nail growth (Lovely)
Po zimie moje zwykle mocne paznokcie zaczęły się rozdwajać i matowieć, więc postanowiłam się za nie zabrać. Poszłam w związku z tym do sklepu i wybrałam odżywkę marki Lovely.
Producent obiecywał "Preparat stymulujący wzrost paznokcia". W takim razie postanowiłam wrobić mały test i zastosować odżywkę jedynie na paznokcie jednej ręki, a drugą potraktować jako grupę kontrolną. No, no i się zawiodłam, nie wiem czy wynikało to z negatywnego wpływu zmywacza na paznokcie odżywką potraktowane, czy preparat zwyczajnie nie wpływa na wzrost.
Zwykle na blogach chwalono odżywki z Lovely, ja powiem tak jeśli chodzi o jakość w odniesieniu do ceny nie jest zła, ale nie lubię kiedy ktoś próbuje wcisnąć mi kit. Na szcżęście ja swój główny cel osiągnęłam i paznokcie prawie przestały się rozdwajać i odzyskały lśnienie.
Podsumowując:
pojemność: 11 ml
cena: ok 6,70 zł
+ wzmacnia paznokcie
+ cena
+ urocze opakowanie
- nie przyspiesza wzrostu paznokci
Po zimie moje zwykle mocne paznokcie zaczęły się rozdwajać i matowieć, więc postanowiłam się za nie zabrać. Poszłam w związku z tym do sklepu i wybrałam odżywkę marki Lovely.
Producent obiecywał "Preparat stymulujący wzrost paznokcia". W takim razie postanowiłam wrobić mały test i zastosować odżywkę jedynie na paznokcie jednej ręki, a drugą potraktować jako grupę kontrolną. No, no i się zawiodłam, nie wiem czy wynikało to z negatywnego wpływu zmywacza na paznokcie odżywką potraktowane, czy preparat zwyczajnie nie wpływa na wzrost.
Zwykle na blogach chwalono odżywki z Lovely, ja powiem tak jeśli chodzi o jakość w odniesieniu do ceny nie jest zła, ale nie lubię kiedy ktoś próbuje wcisnąć mi kit. Na szcżęście ja swój główny cel osiągnęłam i paznokcie prawie przestały się rozdwajać i odzyskały lśnienie.
Podsumowując:
pojemność: 11 ml
cena: ok 6,70 zł
+ wzmacnia paznokcie
+ cena
+ urocze opakowanie
- nie przyspiesza wzrostu paznokci
niedziela, 9 stycznia 2011
Nie bój się potwora z bagien
Maseczka głęboko oczyszczająca pory z glinką i kwasem salicylowym 0,5%
(dystrybutor AVON)
Producent obiecuje, że dzięki maseczce tej pory stają się mniejw widoczne. Myślę, że obietnica ta zostaje spełniona. Preparat ten posiada również kilka innych zalet. Zalety. Zalet jest sporo w związku z czym maseczka stała się jedną z moich ulubionych. Po pierwsze zwąża pory i wyrównuje koloryt skóry. Po jej użyciu czyję, że twarz jest odświeżona i "ściągnięta". Są to wilekie plusy, szczególnie dla skóry takiej jak moja,czyli trądzikowej (bo zapomniałąm wspomnieć, że oczywiście jest to maseczka do cery trądzikowej). Dodatkowo nie jest ona bardzo kłopotliwa, szybko zasycha i można ją zmyć po 5 minutach (ja tam lubię potrzymać ją trochę dłużej). Ma też miły zapcha i kolor dzięki, któryemu możemy udawać potwora z bagien i straszyć grzybiarzy.
Nie wiem czy jest to ogólny problem, ale moje opakowanie strasznie ciężko się otwiera. Po dokładnym zaciśnięciu trzeba użyć ciężkiego sprzętu żeby ponownie dobrać się do zawartości.
Ogólnie, maseczkę polecam dla wszystkich "muchomorków", które szybko chcą poprawić wygląd swojej biednej buźki.
Podsumowując
pojemność: 75ml
cena: 13zł
+ wyraźnie poprawia wygląd skóry
+ szybka w użyciu
+ zawiera glinkę ( glinka fajna :)
+ przyjemna w użyciu
- opakowanie
- ogólnie mogłaby być trochę bardziej zachwycająca
środa, 29 grudnia 2010
Mróz akatkuje.
Witam Was po świętach. Nie wiem jak u Was, ale u mnie były to naprawdę radosne, rodzinne święta, miałam czas żeby trochę wyżyć się w kuchni, zobaczyć dawno niewidziane twarze oraz spokojnie poczytać książkowe zaległości.
Tak czy inaczej po tym spokojnym okresie zauważyłam ze zgrozą, że strasznie dawno niczego tu nie napisałam. Czas naprawić to przewinienie. Tu następuje zaskoczenie, bo mimo przemysłowej ilości słodkość, które wchłonęłam w świątecznym okresie nie zabawie się w testerkę preparatów antycellulitowych. Co to to nie :)) Stwierdziłam, że piękne okoliczności przyrody, które nam się zadziały zachęcają raczej do zakrywania całego ciała i ruszania na śnieg!
Także polecam zabezpieczyć wystające części ciała ochronną maścią z witaminą A i biec na śnieg.
Maść ta dostępna jest w zasadzie w każdej aptece za 3-4zł. Przeznaczona jest do osłaniania w celu regeneracji skóry, łagodzenia stanów zapalnych i ochrony przed szkodliwymi warunkami atmosferycznymi. Ma dość gęstą konsystencję, ale stosunkowo szybko się wchłania i prawie nie zostawia na skórze tłustego filmu (a mówię to ja, osoba o chronicznie trądzikowej cerze). Dodano do niej cytrynowy aromat, który przypomina mi starodawne, glicerynowe kremy z kiosków Ruchu. Naprawdę dobrze się sprawuje kiedy chcemy szczególnie nawilżyć jakieś miejsce, lub zabezpieczyć je przez mroźnym wiatrem. Dodatkowym plusem wydaje się minimalistyczny skład i apteczne pochodzenie, które wydaje się gwarantować nam nieuczulanie (ale na to nie mogę dać gwarancji). Jedynym jej minusem, jak dla mnie jest opakowanie. Moja maść zapakowana jest w klasyczną metalową tubę, która stanowczo nie nadaje się do beztroskiego wkładania w kieszeń, czy wrzucania do torby. Ogólnie bardzo polecam ochronną maść z witaminą A, jako niedrogi i prosty substytut pomadek, kremów i kremików.
Szkoda tylko, że „chroni przed szkodliwymi warunkami atmosferycznymi” nie jest równoznaczne z „zastępuje gruba kurtkę i czapkę”.
Podsumowując
pojemność: 25g
cena: 3,80zł
+ dobrze się wchłania
+ szybko radzi sobie z przesuszoną skórą
+ osłania przed mrozem
+ zapach
+ cena
- opakowanie
- użycie standardowej wazeliny, która dla niektórych osób może(?) być nieco przyciężka
piątek, 3 grudnia 2010
Czas zadbać o dłonie (co by z mrozu nie odpadły).
BeBeauty, hands expert!v, ochronny krem do rąk.
Tym razem nie będę lansowała się marką :P Czas na mój nowy nabytek pochodzący z Biedrony. Jak się okazuje nie ma co się bać marketowych specyfików.
Krem naprawdę się sprawdza. Po pierwsze uno nawilżone ręce marzną mniej i nie pękają. Po drugie uno po kilku dniach moje spierzchnięte dłonie zrobiły się dużo gładsze i milsze w dotyku (może nie jest to pupcia niemowlaczka, ale zawsze coś). Prawdopodobnie te miłe rzeczy wynikają z użycia masła shea i olejku koosowego. Po trzecie (pronot chyba :) po posmarowaniu się tym mazidłem nie mam uczucia, że zaraz olej mi kapnie z palca, a inne kremy często tak właśnie na mnie działały. Po czwarte uno proszę pań kapselek tubki otwiera i zamyka się łatwo, więc złamanie paznokcia (a czasem i palca) nam nie grozi.
Na koniec żeby nie było tak słodko... krem pachnie tak sobie, ale to w sumie nie jest najważniejsze.
Podsumowując
pojemność: 125ml
cena: 3,78zł
+ dobrze zabezpiecza i nawilża
+ szybko wygładza skórę
+ nie zostawia uczucia odtłuszczenia
+ wygodne opakowanie
+ cena
- zapach
- nie można polansować się marką ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)